wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 3

W ciągu kilku następnych dni miałam przejść badania głowy.
W kiepsko oświetlonym gabinecie doktora Miltona było pusto: dwa krzesła, kozetka, zegar, telefon i pudełko chusteczek higienicznych. Zanim zaczęliśmy, uścisnął mi dłoń-miał wilgotne, spocone ręce. Jego dotyk sprawił, że w ustach poczułam niesmak. Bałam się.
-Dostaniesz lekarstwa Mia i zobaczymy co uda nam się dziś zrobić.
Kiedy wyszłam już z gabinetu mama siedziała w recepcji. Zaczekałam na zewnątrz, a tymczasem doktor Milton udał się na rozmowę z mamą.
-Chciałbym być większym optymistą-zaczął- Ale sugeruję, żeby neurolog zrobił tomografię komputerową i rezonans magnetyczny i dopiero na tej podstawie wydał opinię.
Dobiegł mnie odgłos wyciągania chusteczek i dmuchania nosa. Niedobrze.
-Jak długo mamy jeszcze czekać?
-Jeżeli lekarze nie zadecydują nic do końca następnego miesiąca, a wykluczymy raka oraz kłopoty nieurologiczne, zalecę chemioterapię
Mama przestraszyła się, słysząc o chemii, i jeszcze bardziej rozkleiła. Im więcej płakała tym gorzej się czułam.
-Przykro mi pani Berenson, proszę przyjść z Martiną za 2 tygodnie.
Kiedy szłyśmy do samochodu ze wszystkich sił starałam się zachować spokój i zorientować , co mama wie, ale ona całą drogę płakała. Opadłam na tylne siedzenie. Czułam jej ból i zdawałam sobie sprawę, że cierpi, bo mnie kocha.
Kiedy dotarłam do domu zadzwoniłam do Spencer i poprosiłam, żeby podrzuciła mnie jutro do szkoły. Musiałam się zająć formalnościami związanymi z ukończeniem liceum. Wszystko się ułoży. To w każdym razie powtarzałam sobie, kotłując się w łóżku całą noc.

Następnego ranka obudził mnie odgłos samochodu odjeżdżającego sprzed domu. Zwlekłam tyłek do kuchni, gdzie zapach kawy, którą pije mama wypełniał całą kuchnię.
Uznałam, że zwykłe krakersy na śniadanie powinny wystarczyć.
Złapałam moje notatki na lekcje i jeszcze przed przyjazdem Ashley wrzuciłam je do torby. Wydawało mi się, że Ash jest poddenerwowana, ale choć próbowałam, nie udało mi się nic od niej wyciągnąć.
-Tak się ucieszyłam, że w końcu odpowiedziałaś na sms-a. Strasznie chciałam z tobą pogadać i pogratulować! Nie mogę uwierzyć, że moja przyjaciółka będzie studiować na Columbii!
-Też nie mogę w to uwierzyć. A ty dostałaś już odpowiedź ze Stanford?
-Jeszcze nie, chyba się nie dostanę..- była roztargniona.
-Nie mów tak, jeszcze przyjdzie, zobaczysz- uśmiechnęłam się
-Miałaś wczoraj wizytę u doktora Miltona, prawda? Jak poszło?-spytała z nadzieją w oczach.
Westchnęłam, nie byłam w nastroju do opowiadania kolejnych złych wieści
-Lekarze nadal nic nie wiedza i trwają badania, za 2 miesiące dowiem się czy przejdę operację.
-Przykro mi, że znowu nic się nie dowiedziałaś.
Spencer zaparkowała na swoim ulubionym miejscu.
-Słuchaj teraz lecę coś podrzucić, ale spotkamy się na lunchu!-Wystrzeliła w stronę wejścia.
Zostałam przed budynkiem. Musiałam zebrać siły. Wzięłam dwa duże oddechy i skierowałam się w stronę wejścia
- Hej Mia!
Odwróciłam się na dźwięk swojego imienia, ale nikogo nie było, oprócz chłopaka, który właśnie zmierzał w moją stronę. Nie znałam go, i  nie wyglądał ani zbyt dobrze ani zbyt atrakcyjnie.
- Cześć jestem Jason, ty jesteś Mia, prawda? - uśmiechnął się, ale ten uśmiech kompletnie nie wyglądał mi na szczery.
-tak - wymamrotałam cały czas idąc w kierunku szkoły.
- A więc pomyślałem, że skoro się już znamy to chciałabyś ze mną wyskoczyć na imprezę?
O mało nie zakrztusiłam się powietrzem. Temu chłopakowi chyba coś się poprzewracało w głowie. Właśnie mi się przedstawił i oczekuję, że pójdę z nim na jakąś cholerną imprezę?!
- O Czym ty mówisz? Nie znam Cię - mruknęłam coraz bardziej zirytowana.
Chłopak lekko się zaśmiał i miałam ochotę przywalić mu w twarz. Co on sobie wyobraża?
- To tylko impreza, nie mam z kim iść.
- Znajdź sobie dziewczynę. Nigdzie z tobą nie idę - podniosłam ton swojego głosu, chcąc, żeby coś wreszcie do niego dotarło.
Ale on wydawał się nie przejmować.
- A jeśli ci zapłacę?
Myślałam, że się przesłyszałam. Czy ten chłopak właśnie proponuje mi pieniądze za pójście z nim na imprezę? Koleś był mocno zdesperowany.
- Odejdź ode mnie - fuknęłam, gotowa by w każdej chwili dać mu w mordę. Przyspieszyłam kroku, ale on złapał mnie za ramię, zatrzymując w miejscu.
-Hej, puść mnie to boli! - krzyknęłam próbując się wykręcić.
Ale on mnie nadal trzymał. - dam ci podwójną sumę.
- Odpieprz się ode mnie! - Niemal załkałam z bólu kiedy ścisnął mocniej moje ramię.
- Masz 3 sekundy na puszczenie jej! - odwróciłam się zszokowana, kiedy Harry wynurzył się zza budynku.
- Raz! - Jason nadal mnie trzymał a ja wykręcałam się nieudolnie. - Dwa - Harry przyśpieszył kroku.
- I Trzy - dokończył za niego Jason nadal mnie nie puszczając, Harry stał tuż przed nim.
- Czego chcesz Styles? Przestań mieszać się w nie swoje sprawy
- Powiedziałem puść ją - wycedził a jego szczęka napięła się i widziałam, w jego ciemnych oczach, że walczy z chęcią przywalenia mu w mordę.
- Pieprz się! - odpowiedział mu Jason, a następną rzeczą jaką udało mi się zobaczyć była pięść Harry'ego zatrzymująca się na twarzy Jasona. Zatoczył się i poluzował uścisk, tak, że ja bez problemu wymknęłam się z jego silnego ramienia. Przycisnął rękę do twarzy i ruszył na Harry'ego. Chłopak napiął mięśnie i kopnął go mocno w brzuch tak, że ten odleciał kawałek dalej, zwijając się z bólu na betonie.
- O Mój Boże - wymamrotałam do siebie, gotowa by w każdej chwili rzucić się na któregoś z nich. Z nosa Jasona lała się krew i nawet stąd mogłam poczuć metaliczny zapach.
- Mia,wejdź do budynku! - krzyknął na mnie Harry, kiedy stałam tam zszokowana przyciskając dłoń do buzi.
Nie zdążyłam się nawet odwrócić a Jason podniósł się z betonu. Uderzył Harry'ego pięścią w w udo, aż się zachwiał. Niemal natychmiast stanął na nogi, jego oczy pociemniały ze złości.
- Harry! - tym razem to ja krzyknęłam - zostaw go, wracajmy na lekcje, proszę!
-Powiedziałem, żebyś poszła do szkoły - wycedził, zmierzając w stronę potykającego się na nogach Jasona. Miałam wybór : albo pozwolę, żeby się tu zabili i wrócę na lekcje, albo muszę jakoś powstrzymać Harry'ego.
- Nie, nie pójdę do żadnej szkoły.. Po prostu tam ze mną wró... - Przerwałam swoją wypowiedź krzykiem. Harry uderzył Jasona w twarz tak, że ten ponownie upadł na ziemię.
-Harry! Harry przestań! - krzyczałam, ale to nic nie dawało. Musiałam wytoczyć ciężkie działo.
Harry leżał na chłopaku obkładając go pięściami. Przysięgam, że zaraz zatłucze go na śmierć, jeśli nie przestanie.
Wskoczyłam mu na plecy, próbując unieruchomić jego napięte ręce.
- No już, przestań. Słyszysz puść go..- jego uścisk zaczął się powoli rozluźniać i wtedy Jason z ledwością wstał z betonu.
-To jeszcze nie koniec - wysyczał idąc w przeciwnym kierunku szkoły.
Powoli zeszłam z Harry'ego. Wyrównałam oddech i poczekałam, aż ten się uspokoi.
- Mogłeś go zabić - wymamrotałam pocierając dłońmi skronie, od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa.
- Ale go nie zabiłem - uciął krótko - jak to się w ogóle stało, że ten popierdoleniec trzymał cię i nie chciał puścić?
- Chciał, żebym poszła z nim na imprezę. Widzę go pierwszy raz na oczy. - Wzięłam głęboki, drżący oddech.
W głowie słyszałam dziwny szum utrudniający koncentrację. Poczułam, że robi mi się coraz bardziej duszno i słabo. Mrugnęłam, ale nagły brak ostrości widzenia wcale nie zniknął. Harry chwycił mnie za ramię.
-Wszystko w porządku?
-Trochę mi duszno i głowa mnie rozbolała. - wymamrotałam trzymając się go mocno.
To wszystko przez to zdenerwowanie.
-Chodź wrócimy do domu.
-Co? Nie, nie mogę, mama mnie zabiję jak mnie zobaczy w domu o tej godzinie a ty masz całe zakrwawione ubranie.
- Pojedziemy do mnie.


PROSZĘ JEŚLI CZYTACIE TO SKOMENTUJCIE!

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 2

Tego popołudnia miałam trzy lekcje i trzy okienka. Każdego dnia mieliśmy po dziesięć pięćdziesięciu minutowych lekcji, co oznacza, że większość miała trzy okienka na cichą naukę.
Spędziłam swoje okienka między lekcjami w bibliotece, próbując czytać o religii. Przekonałam się także, że po wydarzeniach ubiegłego dnia i nieprzespanej nocy byłam zbyt zmęczona, aby przejmować się nauką. Na szczęście zadzwonił dzwonek sygnalizując, że pora na chemie. Zaspana wynurzyłam się z biblioteki udając się prosto do mojej szafki, niestety nie udało mi się przejść nieznieważoną, bo Ashley już biegła do mnie z drugiego końca korytarza.
-Mia! Zaczekaj!- stanęła przede mną i zmiażdżyła mnie w uścisku - Nie widziałam cię cały dzień, myślałam, że cię dziś nie ma.
-Siedziałam trochę w bibliotece.- odpowiedziałam szukając w międzyczasie w szafce książki od chemii.
-Zostawiasz mi moją szafkę. - Ten głos nie należał do Ashley. Nogi się pode mną ugięły, kiedy odwracając się stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem, którego widzieliśmy wczoraj z grupką swoich znajomych. Jego loki opadały mu swobodnie na czoło a zielone oczy błyszczały w świetle. Matko z bliska to dopiero był przystojny.
-Umm...jasne już się przesuwam. Przepraszam.- wyjąkałam a chłopak zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem.
Szybko zabrałam książkę i zatrzasnęłam szafkę. Ash złapała mnie za rękę ciągnąc w stronę mojej sali.
-Boże!- pisnęła - właśnie rozmawiałaś z Harry'm Styles'em!
-Co? Nie rozmawiałam z nim, poprosił mnie tylko, żebym się przesunęła. A propos Ashley, jak ty do cholery to zrobiłaś, że wiesz już wszystko o każdym w tej szkole?
-Miałam wczoraj małe spotkanie z Lolą - zaśmiała się - ta dziewczyna jest szalona, i nie przestaje paplać.
W tym samym czasie zadzwonił dzwonek, sygnalizując, że pora na chemię. Pożegnałam się z Ashley, choć na następnej lekcji mamy razem trygonometrie.
Weszłam szybko do klasy, zajmując miejsce jak najdalej. To było oczywiste, że siedziałam sama. Na razie poznałam tutaj tylko Lolę i te dziewczyny ze stołówki. Wybrałam miejsce przy oknie, wyciągając w ciszy swoje podręczniki, podczas, gdy pani Filds zapisywała temat.
Gdy wszyscy już prawie się uspokoili, drzwi ponownie się otworzyły i do klasy wszedł nie kto inny jak Harry. Przynajmniej wydawało mi się, że tak się nazywa. Westchnęłam, ten chłopak naprawdę mnie przerażał.
-Przepraszam za spóźnienie - wymamrotał szukając wolnego miejsca. W przerażeniu rozejrzałam się po klasie. Wolne miejsce miałam tylko ja i syfiasta Molly!
-Panie Styles! mamy dopiero 2 dzień szkoły a pan spóźnił się już.. - zerknęła w dziennik - 6 razy!
-Zajmij wolne miejsce i nie waż się przeszkadzać!- panna Filds spiorunowała go spojrzeniem i wróciła do przeglądania swoich notatek.
O Mój Boże. Tylko nie ja! Usiądź obok Molly. Tylko nie ja!
Jeszcze raz rozejrzał się po klasie a jego wzrok padł na mnie i Molly, która siedziała trzy ławki dalej.
Uśmiechnął się i ruszył w moją stronę. Momentalnie wbiłam wzrok w podręczniki.
-Cześć, znowu się spotykamy - Rozbawienie pojawiło się w jego ochrypłym głosie.
Zawahałam się zanim odpowiedziałam - Cześć.
Próbowałam się skupić na lekcji, ale on siedzący obok utrudniał mi to do takiego stopnia, że jedyne co robiłam przez lekcje to wyglądałam przez okno bądź mazałam coś w zeszycie. Byłam cholernie zawstydzona, nie myślałam, że kiedykolwiek jakiś chłopak będzie mnie tak onieśmielał.
-Jak leci, Mia? Podoba ci się New Glen? - jego głos wyrwał mnie z odrętwienia, kiedy mazałam po kartce.
-Skąd znasz moje imię?
-Wszyscy je znają, jesteś nowa a twoja przyjaciółka Ashley nie daje spokoju mojemu kumplowi.
Co za frajer!
-Nie obrażaj jej!
-Wcale jej nie obrażam mówię tylko, że dziewczyna jest wyjątkowo zawzięta - zaśmiał się.
Zmierzyłam go zimnym spojrzeniem a potem wróciłam do mazania w zeszycie.
-Zamierzasz mnie unikać czy coś? Nawet się nie przedstawisz? - jego ręka zatrzymała mają, zabierając mi mazak z ręki. Poczułam, że płoną mi policzki, gdy nasze dłonie się zetknęły. Chętnie zdarłabym mu ten głupi uśmieszek z twarzy.
-Myślę, że nie muszę. Znasz już moje imię.
-W takim razie ja ci się przedstawie. Cześć Mia, jestem Harry, miło Cię poznać.
-Ciebie również- wymamrotałam. - A teraz oddaj mój mazak - sięgnęłam po niego dłonią, ale Harry szybko podniósł ją do góry uniemożliwiając mi dosięgnięcie go. - Poproś.
-Co do cholery? Mam prosić o mój mazak, który bezczelnie wyrwałeś mi z ręki?
Zaśmiał się i odłożył pisak na stół. - Jesteś strasznie zadziorna.
-Ale nie tak bardzo irytująca jak ty. -słowa wyleciały z moich ust szybciej niż zdołałam je przemyśleć.
Uniósł pytająco brwi.
-Irytujący powiadasz? Wszyscy mi to mówią.
Nie zdołałam mu czegoś odpyskować, bo zadzwonił zbawienny dzwonek, zakończając moją godzinę męki. Szybko spakowałam podręczniki do torby opuszczając salę i zostawiając Harry'ego w tyle.
Nie miałam nastroju do jego żartów, był szczerze najbardziej irytującym a zarazem pociągającym i cholernie przystojnym chłopakiem, którego kiedykolwiek poznałam.
~
-Martina, chodź tutaj! - nie zdążyłam nawet wejść do przedpokoju.
Wróciła mama. Jakim cudem nie usłyszałam samochodu? Kiedy weszłam do kuchni, przed mamą stały dwie ogromne torby z jedzeniem na wynos- takie ekstrawagancje były przewidziane tylko na specjalne okazje.
-Dostałaś awans?- spytałam trochę rozdrażniona, że tak starannie wszystko przede mną ukrywa.
-Nie. Ale to przyszło do ciebie.
Próbowała powstrzymać uśmiech, ale jej się nie udało. Wręczyła mi pokaźnych rozmiarów przesyłkę z Columbii.
-Gruba- Promieniałam
To było jak wygrana na loterii i przepustka do wolności w jednym.
-Fakt.
Oczy jej się zaszkliły, jakby miała się rozpłakać, i zaczęła pośpiesznie rozpakowywać jedzenie.
-Myślisz, że mnie przyjęli?
Mój Boże od tego listu zależy cała moja przyszłość.
-Martina, otwieraj
Mama pokiwała głową i wybuchnęła płaczem. Gardło mi się ścisnęło, kiedy na nią patrzyłam. Rozerwałam kopertę. W środku znajdywał się list informujący, że dostałam się na swój wymarzony uniwersytet.
-Dostałam się! Będę studiować na Columbii-Wpadłam w ekstazę. Uśmiechałam się niewiarygodnie szczęśliwa. Na jedną cudowną chwilę zapomniałam o całym świecie.
-Cieszę się z twojego sukcesu, kochanie.  Zadzwonię do taty.- pisnęła, a potem wybiegła, spazmatycznie łkając.
Kiedy zniknęła, poderwałam się i wykonałam kilka dzikich ruchów. Pomijając dramatyzm sytuacji, cała aż drżałam z emocji. To właśnie było spełnieniem moich marzeń.



CZYTASZ = KOMENTUJ! 





niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 1

Siedziałam na zajęciach z chemii dla zaawansowanych w najbardziej prestiżowej prywatnej szkole w naszym obrębie Chicago. Do New Glen High School dostałam się 3 dni temu i jest to mój pierwszy dzień w 3 klasie liceum, nie ma nic bardziej ciekawszego od nowej dziewczyny w szkole, która na dodatek mieszkała przez jakiś czas we Włoszech. Mam przechlapane.
Na szczęście mam Ashley. Moja przyjaciółka, która złożyła razem ze mną papiery i proszę dostała się!
Ashley ciągle walczy z nieistniejącymi dwoma kilogramami nadwagi albo narzeka na okropną cerę, w rzeczywistości idealnie gładką. A wszystko po to, żeby pokonać swój największy lęk, który artykułowała regularnie jak w zegarku: ,,Stajemy się nudne, Mia!, zróbmy coś spontanicznego, coś niezapomnianego’’ Co zwykle oznaczało jakże podniecający złoty strzał z kawy w lokalnym centrum handlowym.
Zadzwonił dzwonek co oznaczało, upragniony lunch i spotkanie z Ash. Szybko spakowałam książki do torby i opuściłam sale. Jak zwykle musiałam wyjąć plan budynku i upewnić się, czy na pewno idę w stronę stołówki.
-Hej!- odwróciłam się na dźwięk dobiegający zza moich pleców. W moja stronę biegła wysoka i szczupła blondynka. Jej włosy zakręcone w fale i opadały luźno na plecy. Miała ciemną karnację i o mój Boże była naprawdę śliczna. Ubrana w białą bluzkę i rozpinany sweterek, który co chwila poprawiała.
-Wołałaś mnie?- zapytałam dziewczyny, kiedy już stała przede mną.
-Tak! Cześć mam na imię Lola, a ty jesteś tu nowa?
-Tak, miło cię poznać, jestem Martina, ale mów mi Mia.
-Ohh a więc Cześć Mia, idziesz na lunch? -spytała uprzejmie posyłając mi uśmiech. Nie było tak źle, przynajmniej ktoś do mnie zagadał.
-Tak, właściwie to tak.
-To się dobrze składa, bo ja też. Słyszałam, ze przyjechałaś tu z Włoch, to prawda?
Oho. Zaczyna się.
-Tak mieszkałam tam przez pewien czas.- odpowiedziałam uprzejmie.
-O Jezu czyli to prawda! Ahh Włochy co ja bym dała, żeby pojechać tam kiedyś na wakacje, tam musi być bosko! opowiadaj co takie nastolatki jak ty zazwyczaj tam robią.
O nie, miałam przed sobą długi dzień.
-Niewiele więcej niż nastolatki tutaj, mamy po prostu blisko plaże i wbrew pozorom dużo ludzi surfuje.
Wypad do kina, muzeum czy kawiarni. Tak jak mówiłam niewiele więcej niż tutaj.
-To i tak piękne miasto!
Zobaczyliśmy dwie dziewczyny i grupkę chłopaków obok, dziewczyny wydawały się dosyć dziwne.
- Czy każdy ma tutaj tatuaże? - spytałam sarkastycznie spoglądając na brązowowłosą dziewczynę.
- Ta blondynka z farbowanymi włosami to Jessica Woods a obok niej Emma i jej sfora.. Uh, straszne babska.- Lola udzieliła mi odpowiedzi na niezadane pytanie. -Podobno Jessica jest w ciąży, moja kumpela to podsłuchała, tylko nikomu nie mów.
-Jasne- odparłam zaskoczona .
Lola zaczęło o czymś z przejęciem opowiadać, ale moją uwagę przykuło coś zupełnie innego. Czterech chłopaków wychodzących z bodajże sali gimnastycznej. O Mój Boże, gdybym wiedziała, że będą tu tacy ludzie nie zapisywałabym się do tej szkoły. Każdy był pokryty warstwą tatuaży na swoim ciele i przynajmniej jednym kolczykiem. Jeden z nich, najwyższy najbardziej przykuł moją uwagę, może dlatego, że nie miał kolczyka w wardze jak każdy, jego loki opadały swobodnie na czoło a ten co chwila poprawiał je ręką, był wysportowany jak każdy. Najniższy był blondyn, który trzymał w ręku piłkę od kosza. Za nim stał nieziemsko przystojny mulat z czarnymi włosami zaczesanymi do tyłu, i ostatni cholernie wysportowany brunet. Mało nie zachłysnęłam się powietrzem. Z transu wyrwał mnie głos Loli.
-Mia słuchasz mnie?- podążyła za mną wzrokiem- Ohh, nie gap się tak. To nie nasza liga.
-Kto to jest?- słowa wyleciały z moich ust szybciej niż tego chciałam.
Dziewczyna zaśmiała się - Każdy tak na nich reaguje.
-Ten najprzystojniejszy i dodam najbardziej niebezpieczny to Harry. Za nim stoi Zayn - ukradkiem wskazała na chłopaka o czarnych włosach. Ten blondyn to Niall a obok niego stoi Liam. Nie ma z nimi jeszcze jednego Louisa, ale uwierz mi na słowo jest jeszcze lepszy.
-Co to znaczy niebezpieczny? - wyjąkałam
-Jest umm jakby to ująć...porywczy!
-Wszyscy mają obsesję na punkcie Zayna Malika- młodszej połówki zabójczo przystojnego i wciąż pakującego się w kłopoty duetu braci. Olśniewający i niegrzeczny, atletyczny i niezbyt bystry Zayn i jego przyszywany brat Louis byli w New Glen legendą. Mieli włosy jak marzenie, oczy jak marzenie i smutną historię rodzinną, która sprawiła, że wszystko uchodziło im płazem. Nie znałam szczegółów, właściwie do tej pory nikt ich nie zna,krążą plotki, że ich ojciec popełnił samobójstwo skacząc z 6 piętra ich wieżowca. Matka wciąż znikała na terapiach, a chłopacy mieli zapewnione wszędzie swobodne wejście- przywilej przysługujący odlotowym przystojniakom z tragiczną przeszłością.
Dopóki w 2 klasie nie dołączyli do nich Liam, Niall i Harry. 
A jak sobie na to zapracowali! Byli zaprzysięgłymi wrogami pierścionków czystości w promieniu stu kilometrów. Ludzie plotkują, że zaliczyli wszystkie okoliczne dziewice. Zayn Aresztowany w wieku czternastu lat, jako szesnastolatek został gwiazdą futbolu i koszykówki, wreszcie jako siedemnastolatek upajał się władzą. Do końca liceum przeleciał tyle lasek, że mógłby ustanowić jakiś rekord. Ten nieprzyzwoity fakt zadecydował o przezwisku Zayna Bad Boy. Jego podboje przeszły do legendy, a na szafkach ofiar pojawiały się nieszczęsne publiczne dowody: dyndające prezerwatywy. Nie muszę mówić, że chętnie sama wskoczyłabym mu do łóżka.- Lola skończyła swoją historię, tuż przed stołówką.
Moja szczęka chyba dotykała podłogi.- Jej to dosyć dziwne, są tacy... odstraszający - wyjąkałam nadal zszokowana ich historią.
-Chyba raczej przyciągający - Lola zaśmiała się - Chodź Mia, usiądziesz z nami.
Weszliśmy powoli do stołówki a ja rozejrzałam się za Ashley.
-Chciałabym, ale moja przyjaciółka chyba już na mnie czeka.
-To zawołaj ją! Usiądziemy wszyscy razem. Rozejrzałam się raz jeszcze i wtedy zobaczyłaś Ash siedzącą w kącie w ostatnim stoliku. Westchnęłam i przywołałam ją ręką.
Dziewczyna niepewnie wstała ze stolika i podeszła do nas.
-Cześć jestem Lola miło mi Cię poznać, postanowiliśmy z Mią, że usiądziemy wszyscy razem.
Ashley patrzyła zszokowana, pewnie nie dowierzała, że już kogoś poznałam.
-Cześć ja jestem Ashley. Możesz mówić mi Ash.
-No dobrze Ash, chodźmy zapoznam was z wszystkimi. Podeszliśmy do stolika pełnej grupki osób.
Usiadłam niepewnie między Ashley a Lolą.
-A więc poznajcie nowe dziewczyny, to Mia a to jest Ashley.
Posłałam wszystkim uśmiech i pomachałam.- Cześć wam.
Lola zaczęła wszystkich przedstawiać gestykulując rękoma.- To Nathalie, wskazała na dziewczyne w szarym swetrze i okularach na nosie, to Sarah - niska blondynka pomachała nam z końca stolika a tutaj jest Scatlet i Jane. Są siostrami. Obie dziewczyny miały czarne włosy i były do siebie podobne.
Wszystkie na pierwszy rzut oka, były miłe i ładne. Na razie to musiało wystarczyć. Lola paplała nawiązując szybką znajomość z Ashley, która niewiele różniła się od tej roztrzepanej blondynki.
Wyłączyłam się kompletnie kiedy ponownie zobaczyłam tych chłopaków tym razem było ich 5 i jakieś 2 dziewczyny obok. A więc chłopakiem, który do nich doszedł musi być Louis. Dlaczego wszyscy są tacy przystojni? Dwie dziewczyny obok wyglądały podobnie do tych, które mijałam na korytarzu. Wysoka farbowana dziewczyna, stała opierając rękę na ramieniu mulata- o ile się nie mylę Zayna. A druga szatynka uśmiechała się głupio do chłopaka o kręconych włosach. Lola miała rację, był najprzystojniejszy. Usiedli do stolika i zawzięcie o czymś dyskutowali. Ten najwyższy wydawał się niezainteresowany a kiedy jego wzrok padł na nasz stolik i na mnie, nową dziewczynę, która bezczelnie się na niego gapiła, uśmiechnął się głupio a ja odwróciłam wzrok z prędkością światła próbując włączyć się do rozmowy.


A więc jest już 1 rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba i zaciekawi :)

CZYTASZ = KOMENTUJ!

Obserwatorzy

Archiwum